wtorek, 25 lipca 2017

Paradoks robienia

Hejka ludziska!

Szok! Koniec lipca a ja tu ostatni raz w kwietniu zaglądałam. Biję się w pierś i bardzo żałuję, ale nie wiem, czy mogę obiecać poprawę ;) zawsze mam tyle różnych rzeczy do zrobienia i wszystko jest na już i nie mogę z niczym zdążyć. Nie wiem, czy to brak organizacji, czy może po prostu za dużo chcę. Ostatnio nawet idealnie pasujące powiedzonko znalazłam - paradoks robienia - cały czas coś robię, a nic nie jest zrobione. Też tak macie? ;)
Ogólnie zaatakowało mnie przeziębienie. Tak, w lipcu! Też nie wierzę. Trzeci dzień i żadnej poprawy :/ no ale jak z bolącym gardłem pół dnia się jeździ na rowerze, a na deser zjada dwie duże porcje lodów to nic w tym dziwnego. Gratulacje Magdaleno! :))) ale już popijam cudowną miksturkę z cytrynką, czosnkiem, imbirem, miodem i goździkami, do tego ziołowa inhalacja i okłady z amolem. Czyli tak jak babcia leczyła i jutro mam nadzieję będę jak nowonarodzona. Tymczasem mam okazję trochę zwolnić tempo i naskrobać posta. Zawsze to jakiś plus :)
Dziś oprócz masy solnej i aniołków pochwalę się naszym ogródkiem. W tym roku na suszę narzekać nie możemy, więc wszystko elegancko rośnie. Oczywiście głównym dowodzącym na ogródku jest mój tata, który chcąc nie chcąc się załapał na zdjęcie :D
Poniżej ogródeczek jeszcze przed zbiorami z początku miesiąca.


A tutaj już działamy wekując, mrożąc i oczywiście jedząc.



Prócz tego mam już pokaźną ilość keczupu z cukinii, który uwielbiam. Pisałam o nim w zeszłym roku i osobiście bardzo polecam. Czosnku to mamy chyba na 5 zim....tata nie siał i nie sadził niczego w małych ilościach haha. Natka pietruszki pomrożona w pudełeczkach, leczo i ogórasy zaprawione, mamy nawet poporcjowane mrożonki warzywne z marchwi, fasoli i kalafiora, więc zimowe dni nam nie straszne ;) aaaale się cieszę na to wszystko i choć ogródek wymaga dużo czasu i pracy, to zdecydowanie warto!
Dobra, ja tu się zieleniną podniecam, a Wy pewnie czekacie na anioły. Z racji tej, że ostatni wpis był kwietniowy, więc nie widzieliście jeszcze wszystkich aniołów komunijnych.












Za każdym razem staram się, by aniołki miały inne sukienki, by wzór się nie powtarzał. W tym przypadku zmieniłam również fryzurkę.



Dalej dwa dość trudne dla mnie projekty. Czasem tak trudne, że lepienie rozkładam sobie na dwa dni. Nie jest to dobry sposób, bo jeżeli ulepię dół sukienki i zostawię go na następny dzień, muszę być pewna że nie będę nanosić żadnych poprawek. Poprawka na drugi dzień już nie wchodzi w grę, bo masa jest już wysuszona i nieplastyczna. W tym przypadku ulepiłam najpierw dół sukienki i chyba dwa psy. Drugiego dnia resztę.






Taka zostawiona na powietrzu masa solna inaczej też schnie, więc jeżeli rozkładam pracę na kilka dni to staram się, by to nie były odkryte części ciała. W przypadku tej trójki rodzeństwa nóżki suszyły się na powietrzu 2 dni, ale miałam z góry zaplanowane, że ubiorę im leginsy i skarpetki ;)








Sezon wakacyjny to i sezon ślubny, więc i Państwa Młodych nie mogło zabraknąć.




A na koniec dwa aniołki z okazji Chrztu Świętego. Chłopiec w piżamce a dziewczyna w kolorowej sukienusi.







I tyle moi Mili. Uciekam się inhalować ;)
Trzymajcie się zdrowo!
Madzia

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz